- Kurwa – skwitował co idealnie pasowało do sytuacji.
- Mam nadzieję, że dobrze radzisz sobie w zwarciu – Archangel sięgnął po katanę, a osłona, która unosiła się wokół niego rozdzieliła się na sześć przypominających ostrza kawałków. - Postaram się odciągnąć od ciebie większość żebyś mógł w spokoju obmyślić plan działania – widząc na radarze zbliżającą się wrogą maszynę jedno z ostrzy z ogromną prędkością wystrzeliło w jego stronę. Archangel nawet się nie poruszył. Broń przebiła głowę mecha, w której prawdopodobnie siedział pilot.
- Musimy to dokładnie przemyśleć – zamyślił się na chwilkę kiedy ja odpierałem atak kolejnego przeciwnika. Napierał na mnie z ogromną siłą jednak bardzo szybko poległ po przebiciu go kolejnym z ostrzy. - Większość statków znajduje się w atmosferze planety. Jeśli się ich pozbędziemy przy planecie spadną i ją zniszczą.
- A tego bardzo byśmy nie chcieli – dokończyłem za niego i ruszyłem do przodu. Tym razem ja zacząłem inicjować ataki. Tooru osłaniał mnie od tyłu wyprowadzając ataki dystansowe.
- Dokładnie… Musielibyśmy jakoś zwrócić ich uwagę… - zamyślił się i prawdopodobnie nie zauważył przeciwnika, który chciał zaatakować go od tyłu. Całe szczęście ja czuwałem. Posłałem kilka ostrzy w jego stronę. Utworzyły one tarczę, która osłoniła towarzysza przed śmiercią.
- Plecy! - krzyknąłem kiedy miecz wroga odbił się od prowizorycznej osłony. Pilot Liona zareagował od razu i posłał salwę pocisków do przeciwnika kiedy tylko ostrza wróciły pomagać mi przy atakach.
- Ocaliłeś mi życie – odetchnął z ulgą jeszcze przejęty tym wszystkim. Prawdopodobnie serce waliło mu jak szalone. W końcu u każdego w takiej chwili adrenalina podskakuje na bardzo wysoki poziom.
- Drobiazg – zaśmiałem się. - Wymyśliłeś coś? - wycofałem się gdyż wrogów było coraz więcej i powoli przestawałem dawać sobie z nimi radę.
- Tak. Z tego co zauważyłem tylko trzy statki są w atmosferze planety. Najlepszym rozwiązaniem będzie chyba sprowadzenie ich na powierzchnię i pozbycie się ich tam. Powinno wywołać to mniej zniszczeń.
- Pozostaje pytanie jak zmusić ich do lądowania…
- Chyba mam pomysł – nie zdradzając szczegółów ruszył w stronę planety. - Osłaniaj mnie i nie pozwól żeby lecieli za mną! - i w taki oto sposób zostawił mnie samego na polu bitwy.
- Mam tylko nadzieję, że to dobry plan! - osłaniałem się przed natarciami wroga. Nie miałem jak się bronić. Przeciwników było zbyt wielu. Przez kilka minut przyjmowałem na siebie ataki… aż w końcu ustały. Przeciwnicy odlecieli w stronę statków, które przygotowywały się do odlotu. Trzy będące w atmosferze planety podchodziły do lądowania. - Coś ty im nagadał?
- Kazałem się poddać.
- Poważnie pytam…
- A ja poważnie odpowiadam. Mamy teraz szansę na przygotowanie pułapki. Tylko szybko bo czasu nie mamy zbyt wiele… - i tak jak kazał ruszyłem w jego stronę. Lecąc przy krążownikach wroga zauważyłem, że są to te mniejsze. Nie będziemy mieli dużego problemu z pokonaniem przeciwnika. Te statki nie były przystosowane do przewozu mechów.
<Tooru?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz