Gdy znalazłem się już na swojej planecie, od razu ruszyłem do domu siostry. Ta przyjęła mnie z szeroko otwartymi ramionami, rzucając mi się na szyję, a następnie pytając, co z bransoletą.
- Jest uszkodzona... - wyjąłem broń, ale nim dokończyłem zdanie, Naitheller wyrwała mi urządzenie z dłoni i próbowała aktywować. - Nai, jest uszkodzona - wyciągnąłem rękę, by zabrać jej urządzenie, ale ona poszła do salonu i na siłę próbowała go włączyć.
- Poczekaj, zaraz to naprawię... - powiedziała przez zaciśnięte zęby.
- Przestać, bo zepsujesz! - krzyknąłem na nią. Dopiero wtedy przestała swych czynów, spojrzała na mnie z pogardą i rzuciła w moją stronę bransoletę.
- Beznadzieja. Jak moja się będzie tak zacinać...
- Nie będzie - przerwałem ją. - Dostaniesz nową, ta jest ojca. Już trochę zużyta - na wspomnienie o ojcu siostra momentalnie zacichła.
Porzuciliśmy temat bransolety i rodziców.
Po jakichś czterech godzinach wyszedłem z domu. Po drodze próbowałem aktywować broń, ale na moje nieszczęście siostra całkowicie ją zablokowała. Przez całą drogę byłem wpatrzony w tą jedną, małą, głupiutką rzecz, że nawet nie spostrzegłem, iż wszedłem na niewielką skalną górkę. Przekląłem pod nosem i rzuciłem na ziemię broń. Była mocna, dlatego się nie rozwaliła, ale zamiast tego odbiła od ziemi i poleciała dalej. Nie zdążyłem jej złapać, spadła ze skalnej półki.
- Ałć... - usłyszałem czyjś głos. Wyjrzałem zza krawędzi i uświadomiłem sobie, że pechowy dzień się jeszcze nie skończył. Jak na złość, akurat pod tą górką musiała się znajdowała jakaś kobieta, która dostała przedmiotem w głowę. Podniosła rzecz z ziemi, a ja ześlizgnąłem się z pobocza, jak typowy Ultarian i stanąłem przed dziewczyną, która okazała się dość niska, jak na Ultarianina. Może nim nie jest? Tylko skąd te uszy...
- Wybacz, to małe ustrojstwo należy do mnie. Rzuciłem tym, bo coś się zepsuło i nie chcę się aktywować - wytłumaczyłem pokrótce o co chodzi i wyciągnąłem rękę, by odebrać nieznajomej mój przedmiot.
<Zuloo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz