poniedziałek, 9 kwietnia 2018

Od Aerandira Do Zuloo

Po wyczerpującym tygodniu trenowania z ustrojstwem, które zaczynało mi szwankować, wypad na własną planetę i odwiedzenie siostry było jak błogosławieństwo. W końcu mogłem się wyrwać z tej blaszanej latającej pułapki i odwiedzić miejsce, w którym czułem się najswobodniej: Ultar, moja rodzinna planeta, z której się wywodzę. Jednak przed zejściem na nią odwiedziłem najbliższego znajomego, który zna się na tych "wojennych bransoletach". Bynajmniej tak planowałem, ponieważ aktualnie trenował, a ja musiałem stąd odlecieć z zepsutą bronią. Od dwóch dni zaczyna mi się psuć: nie mogłem jej aktywować, sama to robiła i to nie spodziewanie - dlatego też przestałem ją zabierać, na wypadek - a gdy już nią walczyłem, nagle sama wracała do pierwotnej postaci i za nic nie chciała się ponownie włączyć. Siostra będzie zawiedziona, za każdym razem po przylocie na Ultar, pożyczam jej broń, by mogła się "pobawić". Nie może się dziewczyna doczekać, kiedy będzie miała 19 lat. Marzy o zostaniu wojowniczką, która uratuje świat; albo chociaż część istot.
Gdy znalazłem się już na swojej planecie, od razu ruszyłem do domu siostry. Ta przyjęła mnie z szeroko otwartymi ramionami, rzucając mi się na szyję, a następnie pytając, co z bransoletą.
- Jest uszkodzona... - wyjąłem broń, ale nim dokończyłem zdanie, Naitheller wyrwała mi urządzenie z dłoni i próbowała aktywować. - Nai, jest uszkodzona - wyciągnąłem rękę, by zabrać jej urządzenie, ale ona poszła do salonu i na siłę próbowała go włączyć.
- Poczekaj, zaraz to naprawię... - powiedziała przez zaciśnięte zęby.
- Przestać, bo zepsujesz! - krzyknąłem na nią. Dopiero wtedy przestała swych czynów, spojrzała na mnie z pogardą i rzuciła w moją stronę bransoletę.
- Beznadzieja. Jak moja się będzie tak zacinać...
- Nie będzie - przerwałem ją. - Dostaniesz nową, ta jest ojca. Już trochę zużyta - na wspomnienie o ojcu siostra momentalnie zacichła.
Porzuciliśmy temat bransolety i rodziców.
Po jakichś czterech godzinach wyszedłem z domu. Po drodze próbowałem aktywować broń, ale na moje nieszczęście siostra całkowicie ją zablokowała. Przez całą drogę byłem wpatrzony w tą jedną, małą, głupiutką rzecz, że nawet nie spostrzegłem, iż wszedłem na niewielką skalną górkę. Przekląłem pod nosem i rzuciłem na ziemię broń. Była mocna, dlatego się nie rozwaliła, ale zamiast tego odbiła od ziemi i poleciała dalej. Nie zdążyłem jej złapać, spadła ze skalnej półki.
- Ałć... - usłyszałem czyjś głos. Wyjrzałem zza krawędzi i uświadomiłem sobie, że pechowy dzień się jeszcze nie skończył. Jak na złość, akurat pod tą górką musiała się znajdowała jakaś kobieta, która dostała przedmiotem w głowę. Podniosła rzecz z ziemi, a ja ześlizgnąłem się z pobocza, jak typowy Ultarian i stanąłem przed dziewczyną, która okazała się dość niska, jak na Ultarianina. Może nim nie jest? Tylko skąd te uszy...
- Wybacz, to małe ustrojstwo należy do mnie. Rzuciłem tym, bo coś się zepsuło i nie chcę się aktywować - wytłumaczyłem pokrótce o co chodzi i wyciągnąłem rękę, by odebrać nieznajomej mój przedmiot.

<Zuloo?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz