sobota, 31 marca 2018

Od Tooru Do Nathaniela

W głowie sennego białowłosego dało się słyszeć okropny pisk, powtarzający się co kilka sekund. Mężczyzna już sam nie wiedział, czy wolał ten świdrujący mózg dźwięk, czy może ulubioną piosenkę, którą znienawidziłby po kilku takich okrutnych pobudkach. Otwierając mimowolnie powieki, Tooru zamamrotał pod nosem ozięble jakieś niezrozumiałe słowa, które idealnie posłużyłyby za kolejny język. Zważając uwagę na to, że wypowiada je każdego ranka, może już zakładać ze spokojem nowy gatunek. Białowłosy zamaszystym ruchem wyłączył budzik, który wyświetlił się na hologramie tuż przed jego twarzą. Przeciągnął się na tyle ile pozwalał mu małej wielkości klitka i przeniósł się do pozycji siedzącej. Kołdra jak zawsze leżała na ziemi, w końcu podłodze jest zimniej niż jemu samemu. Najchętniej włączyłby ogrzewanie na noc, ale zwykle kończy się to jego podrażnionym gardłem, przez uderzający w jego twarz przewiew. Tooru prędko dostrzegł niebieską powłokę, na której pojawiły się teksty z licznych książek z nawet dwutysięcznego roku. Tooru zawsze był zafascynowany historią wszystkich ras, a tym razem padło na ludzi. Zaciekawiło go wiele mitów, które buszowały w ich świecie, w tamtych czasach. Jakby wiedzieli, że dane istoty już gdzieś istnieją, lecz w to także nie wierzyli. Bali się ich, chociaż uważali, że to nie prawda. Pełno niezrozumiałych dla niego sprzeczności. Zafascynował się także postacią samego Boga, gdzie była mowa na każdym kroku. Każdy kontynent posiadał innego, co było według niego dziwaczne, czemu ludzkość się tak podzieliła? W końcu połączony gatunek może zdziałać dużo więcej, niż osobna jednostka. Chociaż jeden zawsze górował nad resztą, ten który wykreował chrześcijanizm. Wiarę w niego nazywano inaczej monoteizmem, czyli nasza.. Elyosów musi być politeizmem. Chociaż w tamtym czasie nazywali swoją kulę "zieloną planetą". "A oni wtedy myśleli, że niszczą ziemię" Pomyślał kiedy jego szkarłatne oczy przelustrowały cały uporządkowany pokój. Co on by zrobił, za książki z papieru, które już najprawdopodobniej nigdzie nie są dostępne. Chociaż, w jakiś zakamarkach ziemi? Zawsze obawiał się odwiedzać inne planety, dlatego ograniczał podróże do swojej i do statyku Matki. Ziewnął ponownie Tooru, kiedy skierował się do swojej szafy. Wyjął z niej czarny skafander, który dzięki wysoko rozwiniętej technologii nie musiał wkładać dłużej, niż przeklęte rurki. Odziawszy się przystanął przy hologramie, dzięki, któremu sprawdził swoje dzisiejsze obowiązki. Dzień wolny. Odetchnął z ulgą, gdy nagle ujrzał czerwoną kropeczkę, informującą, że miał dzisiaj poćwiczyć loty w Lionie. Skrzywiając się lekko przypomniał sobie jak słabo mu to wychodzi. Był niezwykłym strategiem i potrafił przewidzieć liczne plany przeciwnika do przodu, jednak jego niezdarność w posługiwaniu się mechem bardzo uprzykrzała życie i podcinała skrzydła w rozwoju. Musiał w końcu się przemóc i to dopracować. Wiedział, że nigdy nie będzie z tego nie wiadomo jak dobry, jednak same bycie przeciętnym bardzo pomoże. Odczuwając pulsujący, lecz mało agresywny ból głowy Tooru wyjął z małej skrytki paczkę papierosów. Wyjmując jedno zawiniątko umieścił je w ustach. Chcąc już użyć zapalniczki białowłosy w ostatniej chwili się opamiętał zerkając do góry. Czujnik dymu. Z jakiegoś powodu zawsze o nim zapominał. Dużo pali, więc powinien mieć to w nawyku, a mimo wszystko jakimś cudem wypada mu to z głowy. Chłopak był na tyle wysoki, że z łatwością zakrył czujnik dymu plastikową torebką. Widocznie zadowolony rozkoszował się chwilą. Nabrał do płuc powietrze, a wypuszczając je, przypatrywał się chmurze dymu, która tak niesamowicie go odprężała. Zastanawiając się, jak poradzić sobie z dręczącym go problemem, dokończył papierosa. Nakładając ręce za siebie, związał swoje długie białe włosy, by te nie przeszkadzały mu więcej, niż było to konieczne.
Chowając foliową torebkę, gdzieś pod poduszką, wyszedł z pokoju, by ujrzeć to różne osobniki, również walczące ze swoją sennością i widocznymi sińcami pod oczami. Jedni w pośpiechu, drudzy niekoniecznie przeplatali się pod nogami Tooru. Chowając dłonie do kieszeni skierował się w stronę hangarów. Oczywiście statek był tak wielki, że białowłosy musiał upewnić się sprawdzając mapę, na korytarzu, czy jeszcze nie zabłądził. Potrafił zapamiętać coś w ułamek sekundy, więc mając w głowie wyraźną fotografię rozmieszczenia korytarzy począł się zagłębiać w to ciemniejsze zakamarki. Powoli zaczął mijać już coraz mniej liczne osobniki. Ponad dwu metrowych Ultarianów, do których mimowolnie odczuwało się respekt czy silnie uzbrojonych ludzi. Mimo że Tooru prawie w ogóle nie wyróżniał się wyglądem na tle ludzi, miał co do nich mieszane uczucia. Byli znacznie mniej pobłażliwi, czuli, nie przywiązywali wagi do wielu rzeczy, tak jak reszta ras. Białowłosy miał wręcz wrażenie, że nie zależy im na niczym więcej niż władzy. Kiedy Tooru znalazł się w końcu w hangarach, rozpoczął szukania ogromnego numeru informującego, że tam właśnie znajduje się jego Lion. Przejście przez tyle ogromnych bram, sprawiło, że chęci z ćwiczeń coraz bardziej go opuszczały. Kiedy nagle oświecony niczym najświętszy błogosławiony napis przemówił do Tooru, że to właśnie jego szukał. Mężczyzna odetchnął z ulgą i podszedł do małego pudełeczka, gdzie przyłożył swój palec, oraz przeskanował soczewkę, żeby dostać się do środka. Ogromne, ciężarne stalowe wrota wraz z delikatnym wstrząsem zaczęły się otwierać ukazując powoli ogromnego Liona. Białowłosy mimowolnie uśmiechnął się pod nosem, był z niego bardzo dumny, nigdy go nie zawodził, do tego działał niczym cudo, a dodatkowo ten wygląd, któremu nie mógł się oprzeć. Chcąc skierować się już do swojego mecha, Tooru poczuł kolejne drżenie i głośny zgrzyt otwieranych bram. Rozglądając się ujrzał niedaleko siebie krótkowłosego wysokiego mężczyznę. Widząc go z tego kąta, albinos mógł stwierdzić, że chłopak był dość atrakcyjny pod względem sylwetki. Nie mając tendencji do szybkiego zakochiwania się Tooru stwierdził, że nieznajomy był jak najbardziej w jego typie. Zwykle zabawiał się z kobieta, które tego chciały, lecz tym razem naszło go samego na grę wstępną. Zaskoczony własnymi przemyśleniami chłopak potrząsnął energicznie głową, jakby chcą wyrzucić to ze swojej głowy. Cała uwaga, którą jeszcze przed chwilą miał skupioną na mężczyźnie Tooru została zaabsorbowana na wielkiej białej maszynie ujawniającej się zaraz za nim. "Archangel" Wyszeptał pod nosem białowłosy. Jego pilot był bardzo dobrze znany na Matce. Czyżby to on? Mężczyzna spojrzał na nieznajomego, który zbliżał się do swojej maszyny. Instynktownie ruszając się z miejsca Tooru podbiegł trochę bliżej, lecz na tyle spokojnie, by nie doprowadzić do przyspieszenia swojego oddechu.
- Przepraszam. - Zawołał będąc zaledwie kilka metrów dalej i ciągle zmniejszając odległość. Białowłosy mężczyzna odwrócił się w stronę albinosa, ukazując mu urodziwą twarz, na której tkwiła szeroka szrama. Zaskoczony Tooru przystał przez chwilę w miejscu. Zdał sobie jednak po chwili sprawę, jak niegrzecznie się zachowuje robiąc to i odwrócił wzrok. Nie chciał dać mężczyźnie żadnych sprzecznych wrażeń. Nie wydawało mu się to za okropne, czy obrzydliwe. Ale za coś do czego można przywyknąć. Zagłębiając się w tej myśli Tooru był skłonny nawet stwierdzić, że blizna dodaje mężczyźnie wręcz niebywałego uroku, czy też drapieżności i doświadczenia.
- O co chodzi? - Przywitał go uprzejmy uśmiech, który zaskoczył Guardiana. Dawno nie widział kogoś tak uprzejmego i pozytywnego. Nagle wszelkie myśli, które skupiały się na jego braku umiejętności sterowania Lionem zostały zwyczajnie zdmuchnięte i zastąpione całkowicie innymi planami.
- Dałbyś zaprosić się na kawę? - Zapytał od razu białowłosy, nie potrafił się droczyć, zawsze jak miał sprawę mówił o niej prosto z mostu. Tym razem też nie było inaczej. Tooru specjalnie by ukazać swoje szczere intencje, podniósł delikatnie kąciki ust, lustrując przy tym głębie błękitnych oczu mężczyzny.

< Nathaniel? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz